wtorek, 11 stycznia 2011

Sędzia jaki jest (nie)każdy widzi

Ulubionym rodzajem moich sędziów nie są wcale tacy, którzy zawsze uwzględniają moje stanowisko. Owszem wygrana to sprawa przyjemna, ale kiedy mam poczucie, że wygrałem niesłusznie zawsze lekki niesmak pozostaje. Nie wielbię bezgranicznie sędziów miłych i uprzejmych, bo choć zawsze lepiej procesować się w dobrej atmosferze to sędzia nie jest od tego żeby go lubić. Dobrze, gdy sędzia sprawnie organizuje przebieg postępowania, choć nie jest to umiejętność niezbędna zwłaszcza jak ma dobrego protokolanta, który zadba o sensowne terminy. Jest natomiast cecha, bez której nawet chodząca encyklopedia prawa nie nadaje się do orzekania w sprawie czapki gruszek. To cechą jest odwaga podejmowania decyzji. „Świetny z niego żołnierz, ale mało decyzyjny” powiedział kiedyś Napoleon, gdy spytał go marszałek Ney czemu nie awansuje wyróżniającego się oficera na generała. „Świetny sędzia ale boi się podjąć decyzji” to zdanie, które zawiera sprzeczność w swej treści.
Sędziemu, który potrafi podjąć decyzję, a  co najważniejsze potrafi ją podjąć w rozsądnym czasie naprawdę wybaczyć można bardzo dużo. Przykłady można mnożyć w nieskończoność co zapewne nie ma sensu, ale ku uciesze czytających kilka wypadałoby podać. Nie mam przykładowo pretensji do sędziego, który – w ramach szykany za zgłaszanie zastrzeżeń w trybie 162 KPC – wyznaczał mi rozprawy w mieście oddalonym o 700 km na godzinę 8 rano w poniedziałek. Nie mam do niego pretensji, bo potrafił na pierwszej rozprawie ocenić wszystkie zgłoszone wnioski dowodowe i określić, które dopuszcza i kiedy chce je przeprowadzić, a które oddala i dlaczego. Z uśmiechem wspominam panią sędzię, która  przedstawiła 40 minutowy wykład na temat prawa /a konkretnie jego nieznajomości przeze mnie i pełnomocnika drugiej strony ;-P/, bo potrafiła go zakończyć decyzjami odnoszącymi się do wszystkich aspektów dochodzonego roszczenia.
Być może osobom, które z sądem mają do czynienia sporadycznie wydaje się, że właśnie takie działanie jest podstawowym obowiązkiem sądu i jest to standard a nie wyjątek. /Z naciskiem na „sporadycznie” i „wydaje się”/. Rzeczywistość wymiaru sprawiedliwości nie jest określana przepisami procedury lecz wszechogarniającym strachem przed uchyleniem wyroku w sądzie wyższej instancji i zepsuciem sobie tym statystyki. Strach tego typu paraliżuje procesy zarówno od strony organizacyjnej, jak i merytorycznego orzekania.  W tej pierwszej sferze przez bezrefleksyjne dopuszczanie wszelkich zgłoszonych wniosków dowodowych, bez względu na to czy mają sens czy nie. Przez uzupełnienie wniosków  działaniem sędziego z urzędu. Przez samodzielne formułowanie tez dla biegłego nawet, gdy strona jest reprezentowana przez profesjonalistę, a skrajnych wypadkach modyfikowanie takich wniosków przez zmianę dziedziny biegłego. W jednym przypadku odbębniłem 4 terminy i 6 miesięcy postępowania tylko z tej przyczyny, iż sąd zastanawiał się „jakie by tu jeszcze dowody przeprowadzić” choć obie strony zgodnie stwierdziły że stan faktyczny sprawy został wystarczająco wyjaśniony i sprawa „dojrzała do wydania wyroku”. W innej sprawie rozprawa miała 4 terminy mimo, ze obie strony reprezentowane przez profesjonalistów zgodnie stwierdziły, ze stan faktyczny sprawy nie jest sporny, zaś spór dotyczy jedynie interpretacji prawa i nie zgłosiły żadnych wniosków dowodowych. 4 terminy były poświęcone wnioskom, które sąd powołał z urzędu na okoliczności, które nie były sporne. Przykłady te podaje, że usprawiedliwić tezę, iż decyzyjność jest raczej w sądzie cywilnym wyjątkiem niż regułą. Dla sprawiedliwości dodajmy, iż strach przed uchyłem wyroku nie jest pozbawiony podstaw, bo sądy drugiej instancji często uchylają wyroki z przyczyn, które można by określić mianem pretekstów a nie uzasadnienia prawnego dla uchylenia.
Funkcjonując w takiej rzeczywistości każde odstępstwo od utartych schematów orzekania po linii dawania minimum pretekstów sądowi wyżej instancji do przyczepienia się do wyroku zasługuje na uwagę i docenienie. Szczególnie w mijającym roku zapadły mi w pamięć dwie sprawy – sędziów je prowadzących będę szanował choćbym przegrywał u nich wszystkie pozostałe sprawy. Zarówno uzasadnienie, jak i sam opis sytuacji nagradzanej zrozumiały będzie zapewne jedynie dla prawników, tym niemniej nie jest to blog o sadzeniu i pielęgnacji kapusty, więc je przedstawię.
Pierwsza sprawa dotyczyła wniosku o przewrócenie terminu na apelację. Powód reprezentowany przez adwokata, któremu zapomniało się powiadomić klienta o wyroku. Sprawa prosta jak konstrukcja cepa – po otwarciu pierwszego lepszego komentarza wysypuje się multum orzeczeń o tym, że zaniechania pełnomocnika są jak zaniechania strony i niedotrzymanie terminu wynika wtedy z winy strony. Proste oddalenie wniosku a uzasadnienie samo się pisze. Na rozprawie pełnomocnik wnosi o przesłuchanie strony a strona zeznaje, iż o wyroku dowiedziała się kiedy wystosowała do przeciwnika propozycję ugodową a ten jej w połowie lipca odpisał, że sprawa już została prawomocnie przesądzona. Na takie dictum zmieniłem stanowisko i wniosłem o odrzucenie wniosku a nie jego oddalenie, bo wniosek był z polowy sierpnia a art. 169 § 1 KPC zawiera tygodniowy termin zawity. Adwokat zczerwieniał wniósł o ponowne uzupełniające przesłuchanie strony wypychając klienta  niemalże siłą. Tenże zmienił zeznania „to chyba było jednak już w sierpniu” a po  odebraniu od niego przyrzeczenia i pouczeniu o odpowiedzialności za fałszywe zeznania już w ogóle niczego nie pamiętał. Decyzja była o tyle ciekawa co niespodziewana  - sąd wniosek.odrzucił. Pani sędzia, przepraszam Pani Sędzia nie dała wiary wyjaśnieniom przy ponownym wysłuchaniu i wskazała, że ewidentnie delikwent został między jednym a drugim słuchaniem pouczony przez pełnomocnika. Dlaczego o tym piszę? Bo sąd miał do wyboru rozwiązanie proste, z mocnym uzasadnieniem i bez szans na skuteczne wniesienie środka zaskarżenia czyli oddalenie wniosku ze względu zawinione niedotrzymanie terminu na apelację. Zamiast tego wybrał rozwiązanie trudniejsze, wymagające większego wysiłku przy uzasadnieniu a wybrał je tylko dlatego że UWAŻAŁ ŻE BYŁO SŁUSZNE. Czapki z głów.
Druga sprawa jest prostsza i bardziej zrozumiała dla laików. Otóż w uzasadnieniu wyroku /poziom okręgu/ znalazłem półtorastronicowe rozważania polemiczne z wyrokiem Sądu Najwyższego. Nie miały istotnego znaczenia dla sprawy dotyczyły raczej zarzutu, który zgłosiłem z ostrożności. Argumentacją na zasadzie „nawet gdyby nie podzielić poglądów to powództwo należało oddalić bo…”. Wyrok obroniłby się i bez tych rozważań, były zatem zbędne jeśli chodzi o cel. Ale sąd pokazał ze ma odwagę myśleć a nie tylko posługiwać się wyszukiwarką orzecznictwa SN.
I tych dwóch rzeczy życzę wszystkim sędziom w nowym roku – tzn. nie orzecznictwa SN i wyszukiwarki tylko odwagi i myślenia. Bez nich skundli się nam prawo równiez na etapie stosowania a nie tylko stanowienia

5 komentarzy:

  1. Podpisuję się pod każdym zdaniem. Niestety sposób organizacji postępowania przez większość sędziów jest tragiczny. Zamiast dopuszczać dowody na posiedzeniu niejawnym i wzywać świadków już na pierwszy termin, w 90 % przypadków pierwszy termin jest terminem pustym, na którym strony potwierdzają swoje dotychczasowe stanowisko. Przepis art. 479(16) k.p.c. o trzymiesięcznym terminie na rozpoznanie sprawy gospodarczej jest tak powszechnie ignorowany, że większość prawników nawet go nie zna.

    W ciągu już ponad 10 lat styczności z sądami tylko dwukrotnie zdarzyła mi się sytuacja, gdy sąd na pierwszej rozprawie przesłuchał trzech świadków, strony i następnie zamknął rozprawę i po naradzie wydał wyrok. Dużo częściej zdarzają się sprawy, gdzie sąd wydaje wyrok zaoczny na 4 posiedzeniu (mimo, że na wszystkich poprzednich były podstawy do jego wydania, a jego wydanie jest obowiązkowe), albo po przeprowadzeniu wszystkich dowodów otwiera rozprawę na nowo, bo zapomniał o coś zapytać strony.

    Czasami po prostu nie rozumiem co stoi na przeszkodzie wyznaczyć rozprawę na za 3 miesiące, a nie na za miesiąc po wpływie pozwu, ale wykorzystać ten czas na zobowiązanie pełnomocników do powołania wszystkich twierdzeń i wniosków dowodowych, ustalić w ten sposób obszar sporu, powołać wszystkich świadków i mieć sprawę wyjaśnioną na pierwszym posiedzeniu. W ogólnym rozrachunku i tak byłoby szybciej.

    Niestety skoro sędzia w gruncie rzeczy nie ponosi przed nikim za nic odpowiedzialności, ciężko skłonić go do takich zmian...

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny tekst i piękne zakończenie w formie życzeń. Żeby sędziowie nie uważali, że dobre uzasadnienie = takie, które co najmniej w każdym akapicie ma po jednym cytacie z orzeczenia sądu wyższego rzędu, najlepiej SN. Czyli - de facto - pół uzasadnienia to słowa i myśli nie referenta, nie do konkretnej sprawy - a dywagacje często bardzo teoretyczne, oderwane od materii i problemu powództwa.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Zamiast dopuszczać dowody na posiedzeniu niejawnym i wzywać świadków już na pierwszy termin"
    Mam wrażenie, że mylisz dwie rzeczy
    - po pierwsze DOPUSZCZENIE DOWODU (poza opinią biegłego) może nastąpić tylko na rozprawie
    - po drugie można wezwać świadków na pierwszy termin i wtedy dopuścić dowód z ich zeznań. To podobno zależy od regionu, ale w Warszawie wszyscy tak robią.

    A co do terminów - nie wiem, jak sobie wyobrażasz szybkie terminy ? Ja (w P) niestety wyznaczam już na wrzesień i prorokuję, że będzie tylko gorzej.
    Sędziowie awansują, rodzą dzieci, asesorów nie ma, a procedura nominacyjna trwa około roku.

    BTW - to mój pierwszy wpis, a przyszłam tu z bloga Falkensteina.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja poniekąd też z blogu Falkensteina ;-), bo jego lektura sprowokowała mnie do własnych zapisków;

    termin wrześniowy może być szybki albo nie w zależności od tego czy będzie pusty czy nie, chodzi o to by nie był terminem bezsensownym

    z Warszawą i świadkami różnie bywa

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Anonimowy

    Chyba wszyscy tu są od Falkensteina :)

    A co do meritum. Dopuszczenie dowodu moim zdaniem może nastąpić również na posiedzeniu niejawnym. Nie ma żadnego przepisu, z którego wynikałby obowiązek wydawania postanowień dowodowych na rozprawie. Wiem, że są poglądy przeciwne, ale w mojej ocenie nie mają one wystarczającego umocowania w przepisach. Dopuszczanie dowodów tylko na rozprawie byłoby zresztą szalenie niepraktyczne i w wielu przypadkach byłoby po prostu niemożliwe np. w postępowaniu gospodarczym w okolicznościach umożliwiających wydanie wyroku na posiedzeniu niejawnym lub w postępowaniu zażaleniowym, w którym złożono nowy dowód przy zażaleniu (zakładając, że nie był spóźniony).

    Nie zmienia to faktu, ze istotnie można też dowody te dopuścić na pierwszej rozprawie, na którą wezwie się świadków.

    OdpowiedzUsuń